Korona z głowy rutynowej edukacji!

Przemyślenia z czasów pandemii

Zacznę od truizmu: doświadczanie rzeczywistości pandemicznej wpłynęło na podejście do nauczania – to chyba wiedzą wszyscy nauczyciele. Lockdowny, lekcje zdalne, a także niespotykana wcześniej nieregularność spotkań na zajęciach stacjonarnych spowodowana chorobami i kwarantannami uczniów i ich rodzin nie dały szansy na realizowanie zakładanego programu i zmusiły nauczycieli do weryfikacji planów. Szczególnie dotknięta przez tę sytuację została kameralistyka, ponieważ prowadzenie zajęć ze wszystkimi uczniami online w jednym momencie nie wchodziło w grę z powodu opóźnień działania programów komputerowych. Spotkanie z każdym uczniem musiało przebiegać osobno, o pracy zespołowej nie było mowy.

Pomyślałem, że nie musi to być czas stracony – trzeba tylko było zmienić priorytety. Postawiłem na rozwijanie wrażliwości moich uczniów, budowanie świadomości, rozmowy. Wprowadziłem naukę słuchania, która polegała na wysyłaniu uczniom moich propozycji, i na odwrót – ja słuchałem muzyki, którą oni chcieli podzielić się ze mną. Bardzo ciekawe było poznawanie tego, czego słuchają i co jest dla nich ważne. Prosiłem także, aby nagrywali samych siebie, bo to zawsze zwiększa świadomość własnej gry. Emocjonalne zaangażowanie nie pozwala obiektywnie oceniać swojego wykonania „na żywo”. Sytuacja radykalnie się zmienia, gdy po jakimś czasie spokojnie przestudiujemy swoje nagranie. Zresztą nawyk regularnego rejestrowania swojej codziennej pracy powinien towarzyszyć każdemu profesjonalnemu muzykowi. Prosiłem też uczniów, aby podzielili się swoimi refleksjami na temat muzyki, planów na przyszłość, lęków i nadziei związanych z zawodem artysty. Mam wrażenie, że poznaliśmy się trochę lepiej.

Wróciliśmy do szkół. Co dalej?

Po powrocie do lekcji w szkole zdałem sobie sprawę, że nauczanie nie może – przynajmniej przez jakiś czas – pozostać takie samo jak wcześniej. Potwierdziły się opinie, że dzieci i młodzież w obecnym czasie bardziej niż zwykle potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem, rozmowy, wymiany myśli, interakcji. I to nie jest tak, że wszyscy byli niezadowoleni z nauki w domu. Znam wiele osób, które sobie to chwaliły – przeważnie tych introwertycznych lub nieśmiałych z natury. Natomiast nie jest tajemnicą, że w czasie pandemii nasiliło się poczucie samotności i wyalienowania i wszystkim potrzebne było podsumowanie ostatnich kilkunastu miesięcy pozbawionych zwykłych, codziennych kontaktów społecznych.

Zacząłem więcej pytać i słuchać. Dowiedziałem się, że młodzi ludzie nierzadko nie mają komu się zwierzyć, bo rodzice zajęci są pracą nawet w domu, a wieczory każdy spędza w swoim pokoju. Pamiętam, gdy po jednej z lekcji, która właściwie w całości upłynęła nam na dyskusji, uczniowie przyznali mi, że dawno nikt z nimi tak szczerze nie rozmawiał. Był to dla mnie największy komplement! A więc przemodelowałem priorytety: regularne rozmowy i dawanie wsparcia stało się ważniejsze niż mechaniczne dążenie do „zrealizowania programu”. Bo co to będzie za sukces, jeśli młode pokolenie, które nawet uda się zmusić do świetnego grania, będzie miało poranioną psychikę? W dłuższej perspektywie chwilowy konkursowy sukces okaże się wielką pedagogiczną porażką.

Nauka nie może wyglądać już jak dawniej

Jak będzie wyglądać moje nauczanie w przyszłości? Obecnie moją główną obserwacją jest fakt, iż uczniowie mojego liceum są przepracowani i osłabieni. Nie sprzyja to stawianiu kolejnych wymogów. Mnie zaś najbardziej interesuje zagadnienie motywacji, tzn. co robić, aby uczniowie chcieli grać i się rozwijać, i żeby nie powodował nimi przymus zewnętrzny ani strach przed otrzymaniem słabej oceny. Na zadane podczas lekcji pytanie: „jak was motywować?”, jedna z uczennic odpowiedziała: będziemy więcej i chętniej pracować, gdy będziemy wypoczęci. Szczery i prosty komunikat, który zapadł mi bardzo w pamięć.

Wymagania wobec uczniów muszą być dostosowane do obecnych czasów. Musiałem sam przed sobą przyznać, że dawne metody nie były idealne, a obszary niezwiązane ściśle z edukacją muzyczną pozostawały zaniedbane. W nauczaniu kameralistyki sprawdza się postawa mistrz–uczeń: „wiem więcej od was i powiem wam jak to zrobić, jak to zagrać, jak do tego dojść”. Natomiast poza graniem warto przejść na bardziej partnerski poziom kontaktu. Ucznia trzeba postrzegać w kontekście tego, co robią jego rodzice, bo nie tylko szkoła, ale i dom może być strefą niewzmacniającą, wręcz niebezpieczną, z racji tego, że sami rodzice są narażeni na stres i pozbawieni poczucia wpływu na nieprzewidywalną rzeczywistość. Chciałbym zatem umieć nie tylko uczyć kameralnego grania i współpracy, ale i wzbudzać zaufanie, dawać uczennicom i uczniom wsparcie i poczucie bezpieczeństwa.

Michał Pepol